Witajcie rzymianie ! – wyprawa do Carnuntum
Wychodząc z autokaru, żegnając się z przyjaciółmi.. jeszcze drzwi nie zamknęły się za mną, już zatęskniłam za nimi. Tęsknię za tymi chwilami kiedy zapomina się o sprawach codziennych, kiedy śmiech, taniec i spontaniczność jest czymś tak naturalnym jak oddychanie. Oddychasz przez całe życie, ale jak zaczyna brakować ci powietrza, wtedy nagle zauważasz że masz coś takiego jak płuca, i jak potrzebne są do życia. Gdy brakuje ci uśmiechu, nagle zauważasz jak inni się uśmiechają. Każda wyprawa z moimi przyjaciółmi jest szczególna i ciekawa. Moi przyjaciele to członkowie Stowarzyszenia Austria – Uganda. Od 5 lat, co rok, na przełomie maja i czerwca, organizują wycieczkę i zwiedzamy wspólnie Austrię. Raz jest to wyprawa do Mariazell, innym razem do St. Pölten albo do Linz, do Muzeum Stali.
W tym roku wybraliśmy się do Carnuntum, około 50 km od Wiednia.
Starożytne miasto Carnuntum zostało założone przez cesarza Tyberiusza w połowie 1 wieku naszej ery. Początkowo był to obóz wojskowy, wokół którego z biegiem czasu zaczęło powstawać miasto.
Miasto naprawdę potężne jak na realia tamtych czasów. W tej chwili jest odrestaurowane tylko 0,5% obszaru, ale i tak wygląda imponująco.
Bardzo sympatyczna przewodniczka zapoznała nas z historią powstania tej starożytnej osady.
Muzeum – skansen… chyba tak można nazwać to co zwiedzaliśmy, technologia i kultura ludzi mieszkających tam prawie 2 tysiące lat temu, zaskoczyła nie tylko mnie. Zobaczyłam na własne oczy jak mieszkali rzymianie, na czym spali, co jedli, jak dbali o higienę, z jakich materiałów były robione ich szaty. Przechodziłam po ciepłej marmurowej podłodze, ogrzewanej pod spodem. Mogłam zanurzyć rękę w basenie z ciepłą wodą w saunie rzymskiej. Koleżanka która szła obok mnie, patrząc na salon w którym wypoczywali kiedyś rzymianie, powiedziała; tutaj chciałabym mieszkać, czuję się tu dobrze! … i ja czułam dokładnie to samo w tym momencie.
Mogłabym jeszcze napisać coś o tym cudownym miejscu ale słowo pisane nie odda atmosfery panującej w Carnuntum jak zobaczenie tego na własne oczy, a warto zobaczyć.
Następnym przystankiem naszej wyprawy było miasteczko Hainburg.
W Dolnej Austrii, na granicy trzech państw, Austrii, Słowacji i Węgier leży piękne miasteczko Hainburg. Za pierwszych osadników tego rejonu uznaje się Celtów, chociaż istnieją dowody, że tereny te były już zamieszkane wcześniej, przez plemię Ilirowow. Miasto znajduje na tym samym terenie co Carnuntum, stolica rzymskiej prowincji Panonii, gdzie przebywał Marek Aureliusz. Budowę zamku na wzgórzu nad miastem, rozpoczął Henryk III Salicki.
Zamek rozbudowali później Gebhard, Biskup Ratyzbony, Książę Konrad Bawarski oraz Adalbert I Babenberg. Zamek otoczony był 2,5 km murów obronnych, miał 3 bramy oraz 15 wież. W roku 1108 zamek przeszedł w posiadanie Babenbergów. W drugiej połowie dwunastego wieku został rozbudowany dzięki pieniądzom z okupu za uwolnienie z niewoli króla angielskiego Ryszarda Lwie Serce.
Zostaliśmy zaproszeni przez burmistrza miasteczka, pana Zeitelhofer Josefa, na obiad do Remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Remiza zbudowana w zasadzie niedawno, w 2002 odbyło się uroczyste otwarcie bardzo nowoczesnej i świetnie wyposażonej nowej Remizy. Znajduje się ona na peryferiach miasteczka. Starej Remizy nie można było odrestaurować, ze względu na niekorzystne położenie geograficzne.
Tradycyjny sznycel z sałatką kartoflaną, napoje… komendant straży i burmistrz czekali cierpliwie aż wszyscy zjedzą, potem krótkie wprowadzenie w historię miasteczka i film o ostatniej powodzi która spowodowała wielkie straty. W pomocy ofiarom katastrofy powodziowej pomagało 2 tys strażaków.
Ochotnicza Straż w Hainburgu obchodziła niedawno swoje 150 lecie istnienia, z czego są bardzo dumni i chętnie opowiadają o swoich osiągnięciach. Najwięcej uciechy miało 12 najmłodszych uczestników naszej wycieczki + dwie moje koleżanki które pojeździły sobie w wozie strażackim na sygnale, dzieciaki były troszkę wystraszone ale z pewnością nie zapomną tej chwili.
Na zakończenie wizyty, podziękowaliśmy strażakom, tańcem w wykonaniu dwóch dziewcząt Ugandyjek z naszej wycieczki, myślę że tej chwili też nie zapomną przez wiele lat, i tak jest zawsze na wyprawach z przyjaciółmi ugandyjsko – austriackimi.. śmiech, zabawa i poznawanie naszej nowej ojczyzny. Za 11 miesięcy, 29 dni i 15 godzin znów pojadę na wycieczkę….to tylko 364 razy przespać się.. no tak mniej więcej, nie bądźmy drobiazgowi.
Foto: Copyright © Elipsa.at / własność portalu, wykorzystywanie tylko za zgodą redakcji.
Kategoria: Fotoreportaże