Wyrok śmierci zamieniony na dożywocie – wspomnienia żołnierza AK Dyonizego Lechowicza.
Do obozu Auschwitz-Birkenau został przywieziony z Radomia w 1943 roku. Wyrok śmierci, zamieniony potem na dożywocie otrzymał Dyonizy Lechowicz za próbę wykonania wyroku na konfidencie. Trzech młodych chłopców z Armi Krajowej uczestniczący w tej akcji mieli pecha… zawiodła broń. Dzięki „uprzejmości” innego konfidenta, został aresztowany. W Auschwitz otrzymał numer obozowy 137555 . Dostał trójkąt z literami IL, do dzisiaj żyje trzech takich więźniów. Jako szczególnie niebezpieczni trafiali do specjalnego komando i jak im uświadomiono mają maksimum trzy miesiące życia. Trafiając do bloku 11 kompanii karnej, cud że przeżył. W przeżyciu tego piekła pomógł mu więzień pracujący jako fryzjer, który po kryjomu, narażając swoje życie dokarmiał Dyonizego. Miska zupy codziennie, ciepłe kartofle przemycane w kieszeniach spodni były wybawieniem.
W lipcu 1944 roku przewieziono młodego AK-owca do obozu Mauthausen – Gusen w Austrii. Obóz w Birkenau okazał się „rajem” w porównaniu z obozem Mauthausen. Lipiec, piękne zielone pola, lasy… ale nie na terenie obozu – tam nie było już ani jednego źdźbła trawy, zostały zjedzone przez więźniów umierających z głodu i wycieńczenia. Głodowe racje żywności, bicie i terror psychiczny, nieludzka niewolnicza praca w kamieniołomach dziesiątkowała więźniów, przywożonych z Włoch, Hiszpanii, Polski, Czech… żydzi, katolicy, bezwyznaniowcy… nauczyciele, profesorowie, muzycy, lekarze, zwłaszcza Polacy, dla których ten obóz stał się ostatnim miejscem które widzieli w życiu… umierali w mękach.
Dyonizy Lechowicz przeżył… w maju 1945 doczekał wyzwolenia obozu przez amerykanów. To co zobaczyli żołnierze amerykańscy przeszło ich wyobrażenie. Byli obeznani ze śmiercią, widzieli nie jedno, ale idąc w kierunku Mauthausen, przechodząc torami kolejowymi, zbliżając się do obozu wielu z nich nie wytrzymywało. Odór rozkładających się ciał ludzi pozostawionych w bydlęcych wagonach i widok żywych jeszcze szkieletów stojących lub siedzących, patrzących na przybyłych żołnierzy wzrokiem bez wyrazu, bez duszy… załamało psychicznie żołnierzy – wyzwolicieli. Cisza… a potem wściekłość.
Pan Dyonizy przyjeżdża do Mauthausen co rok, od 30 lat, aby uczcić śmierć swoich kolegów którzy nie doczekali wyzwolenia.
Za każdym razem wspomnienia wracają – wszystko przeżywam ponownie, ale będę przyjeżdżał póki sił starczy – deklaruje pan Lechowicz.
Film & montaż; Marzena Cybis / POLKAart
Foto Copyright by Barbara Kalczyńska & Marzena Cybis
Kategoria: Archiwum /, Z kraju i ze świata